Chernobylite: Miłość w cieniu paranormalnego Czarnobyla (recenzja)
Czarnobyl w popkulturze nie przestaje fascynować. Ostatnio temat przeżył renesans za sprawą serialu HBO. Teraz powraca w formie gry - "Chernobylite”. Zdrastwujtie, tawarisz! Zapraszam na wyprawę do Zony. Będzie zaskakująco!
Mówią, że najlepsze scenariusze pisze życie. Patrząc na to, jak historia Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej wpisuje się w schemat dobrego kina katastroficznego, Roland Emmerich ze swym "2012” może się literalnie schować. Tu jest wszystko. Mrożący krew w żyłach wybuch reaktora. Poświęcenie ekip ratowniczych i sprzątających, pracujących bez zmrużenia oka w skrajnie nieprzyjaznym, napromieniowanym środowisku. Dramat ludzi, którzy z dnia na dzień zostali ewakuowani z pobliskiego miasta Prypeć, by bezpowrotnie zostawić tam większość dobytku.
Niezależnie od tego, czy jesteś geekiem tapetującym sobie ściany notatkami z fizyki jądrowej, czy na drodze empatii połączonej z ciekawością chcesz na własne oczy zobaczyć opuszczone miasto, historia czarnobylskiej hekatomby ma coś dla ciebie. Wiedzą o tym doskonale twórcy "Chernobylite”, gliwickie studio The Farm 51, którzy starają się porwać odbiorcę na aż kilku różnych płaszczyznach.
Zwykli ludzie w niezwykłej sytuacji
Nazywasz się Igor i jesteś doświadczonym fizykiem, który 30 lat temu w czarnobylskiej katastrofie utracił ukochaną - Tatianę. Wciąż prześladują cię jednak schizofreniczne wizje, w których słyszysz głos wybranki, więc postanawiasz powrócić na miejsce tragedii, by spróbować ją odnaleźć. Towarzyszy ci dwójka kompanów, Oliwier oraz Anton, ale mają zupełnie inny priorytet. Są po prostu eksploratorami i poszukiwaczami przygód.
Na miejscu odkrywasz, że wybuch reaktora przed laty doprowadził do powstania wysoce energetycznego surowca, tytułowego czarnobylitu, którego złoża są obecnie eksploatowane przez pseudo-wojskową frakcję NAR. Gdy we trójkę docieracie do reaktora, pojawia się antagonistyczny Czarny Stalker. Zabija Antona strzałem z pistoletu, a Ty i Oliwier ratujecie się skokiem w otwarty przez czarnobylit portal, który wyrzuca was w pobliskim lesie. Całkiem dużo emocji jak na sam początek gry.
Finałowa część prologu pełni rolę samouczka. Uczysz się wytwarzać przedmioty ze znalezionych surowców i stawiasz podwaliny pod budowę bazy wypadowej na terenie porzuconego magazynu. Sama baza pełni natomiast rolę agregatora kolejnych misji. Każda z nich jest odcięta od reszty świata gry właśnie przez portale. Gdybym wszystko powyższe miał podsumować jednym zdaniem, napisałbym: kompetentny survival z ogromną dawką Sci-Fi. Groch z kapustą? Postanowiłem sprawdzić dalej.
Czarnobyl normalnie paranormalny
Gdybym jednak musiał przypisać "Chernobylite” do konkretnego gatunku gier, to wybrałbym wymowne milczenie. Po pierwszych zapowiedziach, zapewne z uwagi na miejsce akcji i pierwszoosobową kamerę, wielu dopatrywało się podobieństw do słynnej strzelanki "S.T.A.L.K.E.R.”. Ale tu w ręku mamy głownie licznik Geigera, a nie karabin. Czyli skradanka? Już prędzej, choć paranormalne wizje wskazują przede wszystkim na survival horror - z bardzo dużym naciskiem na to pierwsze słowo z uwagi na aspekt ekonomiczny. Rozbudowę bazy, konieczność znalezienia pożywienia, ograniczoną ilość zasobów.
Pojawiają się przy tym dwa nietypowe rozwiązania, które termin ekonomia pozwalają podkreślić jaskrawym flamastrem. Po pierwsze, nie każdą misję trzeba wypełniać na własną rękę. Można wysłać kompana, aczkolwiek jego szanse zależą od zagwarantowanego mu wyposażenia i zasobów. Po drugie, co ważniejsze, czas na wykonanie poszczególnych zadań jest ograniczony. Z narracji wynika, że przyczynę stanowi specyfika portali. Przekraczając limit, narażamy bohatera na szaleństwo spowodowane przeniknięciem do Zony zjawisk paranormalnych i postępującym rozpadem świata.
Trochę szkoda, bo zrealizowane z zegarmistrzowską precyzją lokacje, takie jak słynny Czerwony Las, wręcz proszą się o przymknięcie oka na fabułę i zabawę w czarnobylskiego Beara Gryllsa. Ostre jak brzytwa tekstury i szczegółowa grafika zachęcają dodatkowo. Udźwiękowienie to - nie bójmy się tego słowa - mistrzostwo świata. Nie tylko jeśli chodzi o odgłosy przyrody, ale także, a może przede wszystkim klimatyczną muzykę z delikatnym kobiecym wokalem. Z drugiej strony bez odrobiny presji "Chernobylite” w wielu momentach stałoby się nudnawym symulatorem chodzenia, odpychającym dla ludzi oczekujących przede wszystkim dobrej gry, a nie wirtualnej wycieczki do elektrowni i jej okolic.
Jak między dżumą a cholerą
Tym, czym produkcja próbuje zwiększyć zaangażowanie gracza, jest system wyborów moralnych. Nie odczułem jednak, przynajmniej w ciągu pierwszych paru godzin, aby moje decyzje miały jakiś wywrotowy wpływ na przebieg akcji. To raczej czysto socjologiczny zabieg, który ma oddziaływać na samopoczucie.
Przykładowo, w jednej z misji obserwujesz aresztowanie samotnego wędrowca przez bojówkarzy. Możesz albo pozwolić mu zginąć, albo go uratować, ale koniec końców i tak rozkaże ci spadać i zniknie. Ty co najwyżej wkurzysz się, że właśnie zmarnowałeś cenną amunicję. Bo naboje nie leżą w każdym zakamarku, a zabicie żołnierza NAR to kwestia co najmniej 3-4 strzałów, nawet perfekcyjnie mierząc. I nie od razu możesz podnieść broń po poległym wrogu, co narrator tłumaczy koniecznością nabycia specjalistycznego oprzyrządowania.
Każda tego rodzaju sytuacja sprawia, że zaczynasz mimowolnie szukać bocznych ścieżek. Wybory moralne schodzą na dalszy plan. Szybko stajesz się walczącym o przetrwanie egoistą. Ciężko jednak mówić tu o uchybieniu ze strony twórców. Maksymalnie nieprzyjazne środowisko Czarnobyla sprawia, że skupiamy się właśnie na trudzie przetrwania i walce o każdy kolejny dzień. Zresztą, tak właśnie podzielona jest historia – na dni. To z pewnością niezbyt wdzięczny, ale bardzo sugestywny klimat.
Po drodze spotkamy różne postaci, ale nie każdy jest równie egoistyczny jak my. Jest dość ekscentryczny Michaił, który zwróci się z prośbą o pomoc w realizacji pewnego zadania, jak również przyjazny handlarz Jewgienij i wreszcie wspomniany już wcześniej kompan Oliwier. Ekipa ma unikatowe charaktery i swoje racje, ale ta mieszanina kreuje świetną atmosferę. A wszystkich łączy jeden wspólny mianownik - chęć przetrwania w post-apokaliptycznym świecie.
Co to za gra?
Wiecie, co jest w tym wszystkim najbardziej frustrujące? Że po dwóch dniach intensywnego grania w "Chernobylite" mimo wszystko nie jestem w stanie tej produkcji sklasyfikować. Choć tymi słowami zawiodę wielu oczekujących, na pewno nie jest to kolejna strzelanka w stylu kultowej serii "S.T.A.L.K.E.R." czy "Metro". Deweloperzy z The Farm 51 podeszli do tematu Czarnobyla na swój własny, niepowtarzalny sposób, stawiając na narrację przypominającą bardziej dzisiejsze seriale niż gry głównego strumienia.
"Chernobylite" to w pewnym sensie historia miłości, rozgrywająca się w tle czarnobylskiego pogorzeliska, w którą na dodatek wpleciono liczne wątki paranormalne. Wypisz, wymaluj fabuła dla ambitnego reżysera kina katastroficznego. W każdym szaleństwie tkwi metoda, jednak na końcowy werdykt trzeba poczekać jeszcze kilkanaście miesięcy. A to dlatego, że gra - choć już dostępna do kupienia - jeszcze nie jest w pełni skończona. The Farm 51 zdecydowało się na popularny dziś model "early access", czyli płatnego wczesnego dostępu.
Niniejsza recenzja powstała na bazie przedpremierowej wersji gry dostępnej na Steam w ramach tzw. wczesnego dostępu. Do premiery, planowanej na przełom roku 2020 i 2021, jeszcze sporo może ulec zmianie, a sama historia bez wątpienia zostanie rozbudowana. Docelowo planowane są wydania na PC, PS4 oraz Xboksa One.