"Star Wars Jedi: Fallen Order" daje radę? Nasze wrażenia prosto z Paryża
George Lucas stwierdził, że kolejne filmy z serii "Star Wars" niejako "rymują się" ze sobą. Są tam echa dawnych wątków i parafrazy bon motów, a w obsadzie meldują się charakterologiczne kalki. Scenariusz "Fallen Order" podąża za tą regułą, ale rozgrywka czerpie z japońskich poetów.
Spotykamy się w centrum Paryża. Aaron Contreras góruje nade mną wzrostem i posturą. Uśmiecha się spod gęstej brody, mocno ściska dłoń. Rozmawiamy niemal w przededniu premiery, gdy wszystkie karty są już na stole (i w medialnym obiegu).
Zacząłem pytać: - Jeff Magers, główny projektant poziomów, wspomniał Game Informerowi, że na eksplorację w "Fallen Order" wpłynął kultowy już "Metroid". Z kolei twój szef, Stieg Asmussen, opowiadał, że projektując system walki inspirowaliście się dokonaniami twórców "Dark Soulsów". Co reżyser narracji może zdradzić WP o swoich fabularnych punktach odniesienia?
Contreras uśmiecha się szelmowsko. - Że naszym punktem odniesienia była "Nowa nadzieja".
Stare śmieci
Nie znaczy to wcale, że jego gra, niby czwarta część sagi, zaoferuje nam miksturę kina gatunkowego od spaghetti westernów, przez samurajskie filmy Akiry Kurosawy, po sceny walk rodem z kina batalistycznego. Respawn Entertainment ma dla nas natomiast ciepłą, może ciut naiwną historię. Obsadza w niej debiutanta, który nie zdążył się uwikłać w geopolityczne intrygi.
- "Nowa nadzieja" to narracja, która jest dla nas wzorem campbellowskiej podróży bohatera. W dodatku film jest chronologicznie bliski grze [toczącej się między epizodem trzecim a czwartym - przyp. red.]. Mamy w niej szturmowców, gwiezdne niszczyciele... wszystkie ikoniczne, starwarsowe składniki.
W grze poznajemy Cala Kestisa (znany z “Shameless” i “Gotham” Cameron Monaghan) - padawana, którego trening zostaje wstrzymany słynnym Rozkazem 66. Imperator Palpatine zarządza czystkę Jedi, a niedobitki Zakonu rozpraszają się po Odległej Galaktyce. Trop podejmują Inkwizytorzy, specjalna jednostka wrażliwych na Moc żołnierzy Imperium. Za Calem rusza Druga Siostra, działająca bezpośrednio pod Darthem Vaderem.
Równowagę ma dla niej stanowić Cere Junda (Debra Renee Wilson), od której bije ciepło, ale i tajemnica. Poznaję ją na wczesnym etapie gry, gdy ratuje Cala. Wyznaje, że pragnie odbudować Zakon, choć sama odcięła się od Mocy. Skąd ten rozbrat? Logika wysokobudżetowych narracji nakazuje przypuszczać, że w kulminacyjnym punkcie fabuły nastąpi Oczekiwany Zwrot Akcji, który nie tylko zdradzi przeszłość drugoplanowej bohaterki, ale i wprowadzi odbiorcę w moralne rozedrganie.
Nie liczyłbym jednak na charakterologiczną głębię niczym u Krei z "Knights of the Old Republic 2", choć w oba projekty był zaangażowany Chris Avellone. To legendarny scenarzysta nie tylko drugiego “KOTOR-a”, ale również kultowych "Planescape: Torment" czy "Fallouta 2". Mój rozmówca sam zresztą tonuje nastroje.
- Znamy się od bardzo dawna, a Chris zna "Gwiezdne wojny" od podszewki - zagaja. Zaraz jednak dopowiada, że Avellone, z racji wielości zleceń, zaangażował się w prace nad "Upadłym Zakonem" jako konsultant, pomagając “"ukształtować historię" na jej wczesnym etapie. Za scenariusz odpowiada zaś sam Contreras (przy wsparciu trzech innych literatów rodem z Respawn). Słowem: rzemieślnik mający na koncie raczej letnie scenariusze ("Far Cry 3", "Mafia III").
Stare dusze
Godzinny fragment rozgrywki zaprosił mnie do gwiezdnowojennego skansenu. W sekwencji treningowej mijam model Gwiazdy Śmierci, skaczę po linach, podwieszam się na krawędziach, biegam po ścianach, szturmuję na szturmowców. To pierwsza okazja, by sprawdzić system walki. Jego projektanci, zresztą w zgodzie z duchem epoki, stronią od tanecznej choreografii i uzupełniania za gracza odległości.
W cenie, jak w pozostałych grach czerpiących inspiracje od "Dark Souls", pozostają: precyzja w unikach, uskoki, bloki i parowania. Kluczowe są te ostatnie. Jeśli uniesiemy miecz świetlny w odpowiednim momencie, nie tylko zbijemy uderzenie, ale otworzymy sobie lukę do efektownego ciosu finalnego.
Tempo jest spore, szczęśliwie - da się je spowolnić. O ile Luke Skywalker słynął z wysokich skoków, a jego ojciec z duszenia na odległość, Cal spowalnia oponentów (acz, dopowiada Contreras, w później ma i inne asy w rękawie). Projektanci z Respawn Entertainment ułatwiają mu życie na jeszcze jeden sposób. Jeżeli cios przeciwnika nie daje się przerwać - atakujący skrzy się czerwienią. Graczowi nie pozostaje wówczas nic innego, jak wiać gdzie pieprz rośnie.
Starzy znajomi
W przemyśle filmowym znana jest anegdota na temat negocjacji George’a Lucasa z przedstawicielami 20th Century Fox. Reżyser, opromieniony wówczas współpracą z Francisem Fordem Coppolą i ciepło przyjętym “American Graffiti”, zgodził się pracować nad “Nową nadzieją” za relatywnie niewielką stawkę. Postawił jednak trzy warunki. Zagwarantował sobie w umowie prawa do sequeli oraz sprzedaży muzyki i gadżetów.
Wytwórnia ochoczo na to przystała, w końcu kontynuacje kręcili wówczas w Hollywood jedynie najwięksi z największych, chociażby wspomniany Coppola (seria "Ojciec chrzestny"), a na soundtrackach i zabawkach zwyczajnie się nie zarabiało... Być może największe wizjonerstwo okazał wówczas nie Lucas-reżyser, ale Lucas-biznesmen, który nie tylko korzystał ze ścieżki dźwiękowej Williamsa przy kolejnych projektach (również tych niefilmowych), ale i sukcesywnie wprowadzał na taśmę filmową kolejne maskotki, jakie robiły później furorę na sklepowych półkach.
"Fallen Order" też chce pojawić się w sklepach zabawkami. Przed statkiem, pełniącym rolę naszej centrali, w zieloność nurzają się kudłate stworki. Z kolei na pokładzie wita nas nie tylko troskliwa Cere, ale i Greeza, zielonkawy włochacz o uroczo zgryźliwym usposobieniu. Przy nodze krząta się zaś BD-1. Nowy robot w serii (po R2-D2 i BB-8) sporo pomaga nam w grze i urokliwymi piskami skanuje otoczenie. Co zresztą skutkuje wpisami do wewnątrzgrowej encyklopedii.
Na drugi plan pognano weteranów. Potwierdzono, że pojawi się Saw Gerrera z "Rogue One", a charakterystyczne dyszenie w jednym ze zwiastunów każe sugerować, że kilka kwestii mógł nagrać w studiu również Carl Earl Jones. Czyli głos Dartha Vadera. Udostępniony fragment rozgrywki zdradził obecność jeszcze jednej z postaci rodem z klasycznej trylogii oraz fabularny wybieg, umożliwiający powroty kolejnych...
Trudno mi zresztą uwierzyć, żeby Electronic Arts (wydawca) nie wystrzeliło ze wszystkich dział nostalgii. Robili już tak wcześniej, choćby przy premierze ostatniej starwarsowej gry, czyli "Battlefront 2", gdy usłyszeliśmy pośmiertny rozkaz senatora Palpatine’a. Nostalgicznych powrotów z całą pewnością nie zabraknie.
Podobnie jak powrotów na statek. Z pokładu możemy zajrzeć do terrarium, w którym zajmiemy się hodowlą gwiezdnowojennej flory, rozwinąć postać oraz poskładać na nowo miecz świetlny. Możemy zmienić jego emiter, włącznik, materiał i rękojeść, ale również kolor.
Stare planety
Projektant dał mi wybór. Mogłem ruszyć na planetę Zeffo (gdzie ponoć rezydowała autorska rasa kosmitów, którzy odkryli tajniki Mocy na długo przed Jedi) lub Dathomir, pooraną kanionami ojczyznę rancorów i malaków. - Dathomir jest znacznie trudniejsza - wtrącił rozmówca. Cóż, lubię wyzwania.
Mapa, wielopoziomowa, pełna skalnych platform, naturalnych mostów i przesmyków, stała się przestrzenią bodaj najciekawszej konfrontacji. Z ogromnym nyaakiem ścieraliśmy się kilkukrotnie. Jego szarże i uskoki czyniły go trudnym w obejściu, a ciosy zwykł zadawać nawet… konając. Podobnie jak w grach z katalogu From Software - śmierć odbiera nam zdobyte ostatnio punkty doświadczenia. Odzyskujemy je, gdy ponownie zaatakujemy mordercę. Szansą na ich spożytkowanie jest medytacja w określonych punktach.
Nieco eksploracji (na wcale niewielkiej przestrzeni w istocie dało się zgubić), kilka odkryć (w skrzynkach da się znaleźć skórki dla Cala i BD-1) oraz parę potyczek z pająkami później, trafiłem przed oblicze jednej z Sióstr Nocy. Gdy jednak wiedźma z Dathomir wygłosiła swój ciut melodramatyczny monolog, a w moją stronę ruszyli jej pomagierzy… pokaz dobiegł końca. Cóż, dobrze, że premiera już za chwilę.
Nowa nadzieja?
Electronic Arts tylko z pozoru mierzy wysoko. Według raportów ujawnionych inwestorom, wydawca oczekuje, że do końca roku podatkowego (a więc marca 2020) "Fallen Order" sprzeda się w 6-8 milionach egzemplarzy. Niewiele, zważywszy na fakt, że oba "Battlefronty" rozeszły się łącznie w ponad 33 mln kopii. I to przy bardzo kiepskiej prasie - pierwszy był krytykowany przez wzgląd na lichą zawartość, drugi - tak chciwą monetyzację, że aż doprowadziła ona do dyskusji o powinowactwach loot boksów z grami hazardowymi.
"Upadły Zakon" nie ma żadnych PR-owych problemów. To wyłącznie singlowy, pozbawiony mikropłatności tytuł od mistrzów pierwszoosobowych strzelanek, którzy odrobili lekcje ze swoich wzorów – "Dark Soulsów" i "Metroidvanii". Choć jednak "Star Wars Jedi: Fallen Order" zapowiada się kusząco, tak krótki fragment nie pozwala wyrokować ani o jego scenariuszu, ani o rozgrywce. Na kilka dni przed premierą pozostaje mi rzucić klasycznym: Respawn, niech Moc będzie z wami.
Premiera "Star Wars Jedi: Fallen Order" na PC, PS4 i XONE 15 listopada 2019 r.
Autor tekstu: Mateusz Witczak