Cyberpunk 2077: cosplay, Nvidia RTX, samochód Elona Muska. A gdzie jest gra? [FELIETON]
Szaleństwo! Żółta karta graficzna z nazwą "Cyberpunk 2077". Zadziała tak samo jak w innym kolorze, ale internet pieje z zachwytu. A dla mnie to moment, gdy zaczyna się włączać czerwona lampka: CD Projekcie, pokażcie w końcu tę grę!
O zjawisku "Cyberpunka 2077" będzie się pisało magisterki, książki i – przede wszystkim – biznesowe poradniki. O tym, jak wykreowano marzenie. Oto twórcy genialnej gry zapowiadają nową, która ma spełnić marzenia i zrobić z niszowego gatunku fenomen. Tak jak "Gwiezdne Wojny" z 77 r. wywindowały temat kosmosu do rangi popkulturowego fenomenu.
Czy marzenia faktycznie się spełnią? O tym przekonamy się dopiero (oby!) 17 września 2020 roku, a nie 16 kwietnia 2020. Tak, premiera gry miała się odbyć za niespełna dwa miesiące. Normalnie gracze wiedzieliby o niej niemal wszystko. A przede wszystkim – widzieliby, jak to wszystko działa na dziesiątkach gameplayów.
Zamiast tego mamy festiwal gadżetów, zabawek i konkursów, o ekipie kilkuset crunchujących osób nie wspominając. Czy to na pewno dobra kolejność dla graczy?
Coraz bliżej, coraz dalej
Tymczasem po wpisaniu na YouTubie frazy "Cyberpunk game…" nie dostaję nawet podpowiedzi na hasło "gameplay", a różne wariacje do "game awards". Powód jest prosty - nie bardzo jest co oglądać. Oficjalne zapisy rozgrywki są bowiem tylko dwa. Olbrzymi "reveal gameplay" z E3 2018 oraz seria wycinków z misji z komentarzem twórców, wypuszczona pod koniec sierpnia 2019 pod nazwą "Deep Dive".
Nie za dużo, prawda?
Tym bardziej że na uboczu licznych "michałków" o wspaniałościach, jakie na nas czekają w grze, krążą też liczne obawy. Od tych, czy "Cyberpunk 2077" na pewno będzie grą z gatunku 9-10/10, po te, czy wszystko tam działa. Czy Night City jest już gotowe, czy piękne obrazki z nagrań to tylko drobne wycinki.
Pytania się mnożą, odpowiedzi nie ma. I to powód do niepokoju. Bo póki co CD Projekt zajmuje nas głównie wszystkim, tylko nie samą grą. Mamy więc oficjalny konkurs fotograficzny na zdjęcie w klimacie cyberpunkowym i oficjalny konkurs na najlepszy cosplay. Mamy specjalne filtry na Instagramie.
Mamy oficjalny sklep z gadżetami (ba, sam kupiłem t-shirt), mamy zapowiedź figurek Funko Pop i figurek od McFarlane, firmy tworzącej oficjalne zabawki dla DC Universe czy "Call of Duty". Mamy zestaw utworów, które usłyszymy w grze. W tym wykonanie jednej z nich na żywo przez Grimes na festiwalu The Game Award.
Mamy oficjalną zapowiedź osobnej gry "Cyberpunk 2077" w wersji multiplayer, przebąkiwania o wersji VR i "przekonanie graniczące z pewnością", że zobaczymy podrasowany tytuł na PlayStation 5 i Xbox Series X. Mamy wymianę tweetów, która moża świadczyć o tym, że Cybertruck od Tesli i Elona Muska pojawi się na ulicach Night City.
Mamy w końcu potężnego GeForce'a RTX 2080 Ti z nazwą gry.
Dużo tego wszystkiego, prawda? A gdzie w tym wszystkim jest gra?
Od graczy dla graczy?
Jako obserwator rynku mogę zachwycać się bez granic wszystkimi tymi woltami i popisami. Ani Rockstar, ani Ubisoft, ani EA, ani nawet Blizzard nie byli w stanie wytworzyć takiej manii przed premierą swoich gier. Wydaje się wręcz, że "Cyberpunk 2077" mógłby wyjść miesiąc temu albo mógłby nie wyjść w ogóle. Żyje swoim życiem jak realny byt.
Nie mierzi też mnie to, że tyle pisze się o "Cyberpunku". Sam wiele newsów czy propozycji, jako wydawca serwisów WP Technologie, podsyłałem autorom w naszej redakcji. Jestem szczęśliwy, że polski produkt doczekał się międzynarodowej sławy na poziomie supercelebryckim.
Ale jako gracz mam całkowicie odmienne spojrzenie. Zaczynam czuć, że cały "Cyberpunk 2077" to pudełko pełne gadżetów z doklejoną twarzą Keanu Reevesa na wieczku - a nie sama gra. Że zegar coraz głośniej tyka, a właściwe danie się w ogóle nie zbliża. Cierpliwość się kończy, zaczyna naturalna irytacja. Cytując klasyka: "Where's the money, Lebowski?".
Nie mamy swobodnego gameplayu, który pokaże chociażby wycinek miasta poza ściśle wyznaczonym przez reżysera obszarem. Nie mamy relacji kogokolwiek ze świata mediów, kto grał w "Cyberpunka". Nie możemy w żaden sposób doświadczyć czy przekonać się, jak te wspaniałości z newsów będą wcielone w życie.
I wiem, że ten moment nastąpi - ale im dłużej będziemy słuchali o gadżetach i marketingowych akcjach, tym bardziej warszawska firma będzie traciła to, na co pracowała latami. Łatkę kumpelskiej firmy, która robi "fajne rzeczy" i ma wyjątkowe podejście do społeczności, a nie klepie blockbustery w trybie ciągłego crunchu.
Drogi CD Projekcie. Przystopujcie z otwieraniem kolejnych witryn butiku z gadżetami. Pokażcie samą grę.