Co by się stało, gdyby ktoś wykupił twórców "Wiedźmina"?
Na liście potencjalnych firm, które mogłoby kupić Apple, znalazło się też miejsce dla EA - wydawcy takich gier jak “Battlefield” czy “Need for Speed”. Wprawdzie nie wydaje się, by to był cel numer jeden dla twórców iPhone’a, ale to dobra okazja, by prześledzić największe transakcje w branży gier. I zastanowić się, co by się stało, gdyby ktoś postanowił wykupić… twórców “Wiedźmina”.
Apple na pewno nie potrzebuje EA tak bardzo, jak chciałoby mieć Netfliksa czy Disneya. Trzeba jednak pamiętać, że w branży gier mało kto jest “nie na sprzedaż” i naprawdę na każdego może przyjść czas. Przekonuje się o tym Ubisoft - twórcy serii “Assassin’s Creed” czy “Far Cry”. Udziałowcem francuskiej firmy jest Vivendi, do którego należy też Canal + czy Universal Music Group. Na razie gigant ma 27 proc. akcji Ubisoftu. 30 proc. wystarczy, by móc złożyć ofertę wykupienia, czego Ubisoft się obawia. Dlaczego? Zdaniem prezesa firmy, “Vivendi przyzwyczaiło się do wydawania rozkazów, które po prostu mają być wykonane”. Tego Ubisoft woli uniknąć.
Zasady są więc proste: większy wchłania mniejszego. I zaczyna ustalać swoje zasady. Tego obawiają się i twórcy gier, i ich fani.
Właśnie dlatego blady strach padł na sympatyków “Wiedźmina”. W 2015 roku pojawiły się plotki, że CD Projekt RED może zostać wykupione przez EA - które teraz jest niby na celowniku Apple’a. Przejście pod skrzydła wielkiego i bogatego wydawcy oznaczałoby zastrzyk sporej gotówki, ale też prawdopodobnie utratę niezależności. I ryzyko, że jeśli coś pójdzie nie tak, to studio się po prostu zamknie.
EA pod tym względem jest bez litości. W ostatnich latach wygaszono m.in. studio odpowiedzialne za serię “The Sims”, Maxis. W październiku 2017 roku zamknięto twórców “Dead Space”, którzy pracowali nad nową grą w świecie “Gwiezdnych wojen”. EA nie miało też litości dla BioWare Montreal, które połączono z innym studiem, a wcześniej część ekipy przydzielono do innych zadań.
Historia BioWare Montreal pokazuje, co mogłoby stać się z CD Projekt RED, gdyby polskie studio zostało wykupione przez dużego wydawcę. Oddział BioWare odpowiedzialny był za grę “Mass Effect: Andromeda”, która nie okazała się hitem. Nie do końca jest to jednak wina twórców.
Prace nad Andromedą były burzliwe i pełne problemów. Swoje piętno odcisnęły na niej zmiana reżysera, kilka ogromnych zmian skali gry, niedostateczna liczba animatorów, wyzwania technologiczne, problemy z komunikacją, polityka biurowa, skrócony okres produkcji i brutalny crunch - pisał serwis cdaction.pl.
Brzmi znajomo? Dokładnie takie same problemy - przynajmniej według krążących plotek - ma CD Projekt RED zajmujące się obecnie “Cyberpunk 2077”. Polacy mogą sobie pozwolić na opóźnienie premier, bo sami są sobie sterem, żeglarzem i okrętem. BioWare Montreal takiego komfortu nie miało i dzisiaj istnieje w zupełnie innej formie. Tylko dlatego, że raz powinęła im się noga.
EA - i każdy inny duży wydawca - może sobie pozwolić na takie decyzje. Nie sprawdzą się jedni, to kupi się drugich. I dlatego w listopadzie 2017 roku EA kupiło twórców “Titanfall”, studio Respawn Entertainment.
Inną obawą fanów jest to, że kupione studio przestaje być kreatywne, a zaczyna tworzyć to, co się dobrze sprzedaje. Sami szefowie EA przyznają, że 75 proc. wydatków idzie na rozwój lubianych marek, a tylko 25 proc. na nowości. EA nie jest tutaj wyjątkiem. Kiedy Activision kupuje jakieś studio, bardzo prawdopodobne jest, że prędzej czy później zajmie się pracą nad serią “Call of Duty”. Gdyby więc ktoś przejął CD Projekt RED, mógłby powiedzieć: dajcie sobie spokój z tym "Cyberpunkiem" i innymi pomysłami, bo przecież wszyscy kochają serię "Wiedźmin".
Dlaczego w takim razie studia, które nie narzekają na brak gotówki, decydują się na sprzedaż? Bo czasami trudno jest się oprzeć pewnym sumom. Microsoft za studio odpowiedzialne za kultowego “Minecrafta” zapłacił aż 2,5 mld dol. 2 mld dol. zapłacił Facebook za twórców gogli VR Oculus Rift, a prawie 1 mld dol. wyłożył Amazon za streamingową platformę Twitch. Przejęcia twórców gier przez takie firmy jak Sony, Microsoft czy EA idą w setkach mln dol. Gigant, który ma pieniądze, może kupić każdego. A fakt, że na rynku szaleje Facebook i Amazon pokazuje, że chętnych do przejęć nie brakuje.
Inną ważną przyczynę podał Sarah Chudley ze studia Bizarre Creations, które swego czasu zostało kupione przez Activision:
“Mieliśmy pieniądze i kilka potencjalnych projektów, nad którymi mogliśmy pracować. Jednak wraz z końcem prac nad Project Gotham Racing 4 i The Club, podjęliśmy decyzję – jako że podejmowanie się nowych projektów jest czasochłonne i kosztowne – o bliższym związaniu się z wydawcą, co pomogłoby zabezpieczyć przyszłość, szczególnie, że nie byłoby żadnych przerw pomiędzy kolejnymi grami czy potrzeby przechodzenia przez cały proces prezentacji, wstępnych konspektów i negocjacji” (cytat za cdaction.pl).
Nic z tego nie wyszło, bo studio i tak z czasem zostało zamknięte. Ale wizja zabezpieczenia losu była zbyt kusząca i jak najbardziej zrozumiała. A teraz przypomnijmy sobie sytuację z CD Projekt RED. Przez plotki na temat warunków pracy w studiu i możliwym opóźnieniu “Cyberpunka 2077” (który nigdy nie miał podanej daty premiery!) wartość giełdowej spółki zmalała w ciągu dwóch dni o 2 mld zł, tj. z 12 do 10 mld zł. Akcje trzech głównych właścicieli spółki: Marcina Iwińskiego, Michała Kicińskiego i Piotra Nielubowicza - straciły w ten sposób na wartości 0,6 mld zł. Licząc od 8 listopada, gdy spółka osiągnęła najwyższy kurs od 2000 roku, ich strata doszła już do 0,7 mld zł.
Mówimy tutaj tylko o pogłoskach powstałych na bazie wypowiedzi byłych pracowników. A co będzie, gdy “Cyberpunk 2077” nie będzie komercyjnym sukcesem na miarę “Wiedźmina”?
Problem w tym, że idealnego rozwiązania nie ma. EA po wpadce zamknęło studio, które się nie sprawdziło. Nie dało też czasu na wcześniejsze wyeliminowanie błędów. Z drugiej strony bogaty wydawca może zapewnić duży budżet, o którym niezależnym jest też trudniej.
Oczywiście są przykłady na to, że przejęcia w ostatnich latach kończyły się dobrze. ZeniMax nabyło m.in. Arkane Studios, Bethesda czy id Software. To studia stojące za takimi seriami jak “The Elder Scrolls” czy “Doom”. Twórcy dalej mogą tworzyć świetne gry i zarabiać na nich duże pieniądze. Przejście pod skrzydła bogatego wydawcy nie oznacza więc końca świata, choć nie da się ukryć, że bardzo często sprawdzał się czarny scenariusz. I dlatego tak wielu obawia się, że w końcu jakiś bogacz złoży CD Projekt RED ofertę nie do odrzucenia.