Blizzcon. Blizzard mnie totalnie zaskoczył. I nie chodzi o "Diablo IV"
O "Diablo IV" mówili wszyscy, a na parę godzin przed jego ujawnieniem już wyciekły materiały. Byłem spokojny, że pokażą trailer i gameplay. Bardziej zastanawiałem się, czy wielki Blizzard ukorzy się i przeprosi fanów. W końcu giganci nie klękają.
Przeprosiny to ciężka sprawa. Gdy pobije się na przerwie dwóch kolegów, nauczyciel musi wziąć obu na stronę i w końcu jeden wyciągnie do drugiego rękę. Ale gdy nabroi ktoś starszy szarżą – to już się zaczynają schody. Kluczenie, tłumaczenie się, unikanie meritum, zwalanie odpowiedzialności.
Znamy wiele przypadków, gdy to firmy nabroiły. Ja chyba już na zawsze zapamiętam, że Adidas – w ramach swojej akcji reklamowej – zlecił zamalowanie absolutnie kultowej, długiej na 100 metrów ściany graffiti na warszawskich Wyścigach. Ściany, którą kojarzę od wczesnych lat 90. Finalnie firma przeprosiła i wycofała się z pomysłu, a frywolne produkcje sprejowych artystów wróciły. Ale niesmak pozostał.
Co przeskrobał Blizzard?
Ostatni miesiąc był dla firmy koszmarem – na własne życzenie. Wszystko zaczęło się od tego, że "blitzchung", jeden z pro-graczy w "Hearthstone", postanowił zamanifestować w oficjalnym wywiadzie polityczne poparcie. Poparcie dla mieszkańców Hongkongu w trwających od miesięcy protestach.
Nie wolno? Ok, ich liga, ich zasady. Ale zamiast ostrzeżenia, zastosowano gilotyną. Gracza zawieszono na rok i cofnięto mu wypłatę wygranych z bieżącego turnieju. Potem karę złagodzono, ale to nic nie dało. Szambo wybiło. Tysiące wściekłych wpisów mieszających Blizzard z błotem. Nie komentując stylu – krytyka jako taka w pełni zasłużona.
Później zaczęło się kasowanie kont, kolejne akty manifestów na wizji, utrata ważnego sponsora (Mitsubishi) dla zawodów w "Hearthstone", wyrazy solidarności (nie dla Blizzarda) od komentatorów. A firma wydawała się głucha.
Blizzard mówi: "Przepraszam"
Wszyscy byli ciekawi, co wydarzy się na BlizzConie. Chińskie flagi? Potop cosplayerów przebranych za Mei, Chinkę z "Overwatcha"? Ludzi z zakazanym przebraniem Kubusia Puchatka, mającym uderzać w prezydenta Chin? Żałuję, że nie jestem na miejscu, aby to samemu zbadać.
Ale legendarna firma nie pozwoliła na eksplozję hejtu i zepsucie własnego, wyjątkowego święta. Bo BlizzCon to nie tylko zapowiedzi nowych gier i karmienie inwestorów giełdowych. To też tysiące oddanych fanów, specjalne wydarzenie, panele i konkursy. I już na samym starcie J. Allen Brack, aktualny prezes firmy, osobiście przeprosił. I to w jakim stylu
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Około miesiąca temu Blizzard miał okazję, aby zmienić świat. Wtedy, gdy wydarzył się ten trudny moment w czasie turnieju "Hearthstone’a". I tego nie zrobił. Podjęliśmy decyzje zbyt szybko i tylko pogorszyliśmy sprawę – mówił Brack na otwarciu BlizzConu.
- Najbardziej jestem niezadowolonych z dwóch rzeczy. Po pierwsze – nie sprostaliśmy wysokim standard, które sami sobie wyznaczyliśmy. Po drugie – myliliśmy się, co do meritum. Za to wszystko przepraszam i biorą na siebie odpowiedzialność – dodał łamiącym się głosem prezes Blizzarda.
Zobacz też: 25 lat "Warcrafta" i 15 "World of Warcraft". Suweniry Blizzarda w Los Angeles
Blizzardzie – szacun!
Powtórzę – szacun! Można było przeprosić na 100 sposobów: wypchnąć przed szereg podwładnego; nagrać wzruszający filmik; przeprosić, ale zrobić z siebie ofiary całego konfliktu. Nie, na scenę wszedł prezes i powiedział to, co wszyscy gracze chcieli usłyszeć.
To ważne z jeszcze jednego powodu. W całym tym konflikcie oskarżało się Blizzard o to, że ich agresywna reakcja miała pewien ukryty powód. A mianowicie lukratywny chiński rynek. Mówiło się, że twórcy "Hearthstone’a" chcą w ten sposób pokazać Państwu Środka, że zasługują na to, aby utrzymać się na tymże rynku. Bo Chiny banują bez mrugnięcia okiem.
Uśmiechy wróciły na twarze
Co będzie dalej? Czy faktycznie blizzardowski esport zniknie z Chin? Zobaczymy. Ale najważniejsze, że twórcy tak wpływowych gier, tworzących wokół siebie tak fajne społeczności właśnie w tym momencie pokazują, że stoją po etycznej stronie barykady.